sen szczepionkowy

We śnie nie uczestniczę w programie szczepień pracowniczych (jestem nieobecny), dlatego teraz, chcąc otrzymać szczepionkę (a bardzo chcę), muszę udać się na drugi koniec miasta. Od razu widzę wszelkie utrudnienia: droga się dłuży, rosną korki, nie wiem dokładnie, gdzie to jest, nie zabrałem pieniędzy (a jak będę musiał płacić?), robi się ciemno. Na szczęście jestem już w gabinecie, gdzie rozmawiam ze znajomą lekarką; kojarzę ją od przedszkola; stara kumpela moich rodziców, która zawsze traktowała mnie jak osobę dorosłą. Teraz też mówi, iż nie ma czasu, wręcza mi za to strzykawkę i igłę, radząc, bym zaszczepił się sam – najlepiej szybko, tu, na miejscu. Moje obawy zbywa praktycznym uśmiechem, a widząc, że sprawa robi się przewlekła, odsyła mnie w końcu niechętnie do swojego prywatnego gabinetu na drugim końcu miasta. Ja jednak nikomu nie wierzę. Wolę robić to sam, niż być narażanym na podobną powtarzalność, naskórkowość wśród innych ścian.